poniedziałek, 10 czerwca 2019

Recenzja magazynu Lego Ninjago 5/2019

Majowy numer magazynu Lego Ninjago był pierwszym od dawien dawna, na który nie czekałem z niecierpliwością. Po kapitalnej serii figurek Łowców Smoków wydawca wraca bowiem do głównych bohaterów, co dla fanów serii może być zaletą, ale dla mnie - szukającego przede wszystkim zróżnicowanych postaci - jest pewnym zawodem. Do numeru dołączono minifigurkę Lloyda, którego w rozmaitych inkarnacjach mam już sporo egzemplarzy i kolejny nie budzi już mojego entuzjazmu. Nie rozbudzą go też inne dodatki, bo tych po prostu nie ma, więc jeśli ktoś liczył na tradycyjne poszerzenie kolekcji kart, to tym razem się zawiedzie.



Powracając jednak do najatrakcyjniejszej części magazynu, czyli klockowego dodatku... Na przekór mojemu marudzeniu minifigurce Lloyda w zasadzie niczego nie brakuje. Wszystkie elementy dobrze się komponują i trafnie oddają nieco prowizoryczne uniformy ninja z dziewiątego sezonu. Dwustronnie nadrukowany tors i jednostronnie nadrukowane nogi są więc specyficznym kolażem prowizorycznych upięć i wzmocnień, które składają się jednak na całkiem przekonujący efekt. Główka ma dwa wyrazy twarzy - lekceważąco uśmiechnięty i wściekły, do tego dochodzi dwuczęściowa maska ninja. Niestety, wydawca tradycyjnie poskąpił na czuprynie, która mogłaby uczynić ten mini-zestaw bardziej atrakcyjnym. Ciekawe za to jest uzbrojenie - złoty "megamiecz" po lekkiej modyfikacji świetnie nada się na broń pałacową lub ceremonialny artefakt (jako żywo przypomina miecze elfów), a czarny pompon na pewno bez trudu znajdzie zastosowanie jako zdobnik innych elementów wyposażenia lub otoczenia. Podsumowując zatem: szkoda, że to kolejny Lloyd, ale jeśli ktoś nie jest kanonicznym fanem serialu, z łatwością zaadoptuje go i przerobi np. na wymyśloną postać z kręgu Zielonych Ninja.


Plakaty są co najmniej udane. Zbiorcze ujęcie sześciu ninja w trakcie treningu spinjitzu jest estetyczne i w dodatku uniwersalne, a i Cole w bojowej pozie spowity płomieniami (dlaczego płomieniami, skoro jest Mistrzem Ziemi?) prezentuje się nieźle.



Również komiks wypada korzystnie. Wprawdzie fabuła, koncentrująca się na samowolnych i swawolnych poczynaniach Pana Jamy (Rufusa MacAllistera) w "pożyczonym" od Cole'a samojezdnym Wiertle nie powala głębią, zwrotami akcji ani puentą, ale obfituje w wiele atrakcyjnych kadrów z pojazdami w roli głównej. Możemy więc napatrzeć się na Wężowego Jaguara, Wiertło czy Perłę Przeznaczenia, a jeśli ktoś lubi przerysowywać ilustracje, to znajdzie tu sporo inspiracji.


Nie uświadczymy w tym numerze kreatywnych elementów "z ostatniej kartki", znowu wygrały z nimi reklamy. Na pocieszenie otrzymujemy dość prymitywną grę planszową (mimo to chętnie przyklaskuję takiemu novum) i kontynuację dossier głównych bohaterów - tym razem przedstawiony jest Jay czyli Mistrz Błyskawic.



Zapowiedź kolejnego numeru (w kioskach już 11 czerwca) ścina z nóg, co jest jak najbardziej na miejscu, bo dodatkiem będzie - nomen omen - Beznogi, a zatem kolejny już Łowca Smoków. Tak nietypowe minifigurki nieczęsto goszczą w czasopismach, więc trudno mi sobie wyobrazić, by jakiś fan magazynu odpuścił czerwcowy numer, a i pewnie sporo osób spoza tego kręgu skusi się na zakup, bo Beznogi prezentuje się fenomenalnie.


Podsumowanie piątego tegorocznego numeru nie jest łatwe. Lloydów mieliśmy już na pęczki, więc prawdopodobieństwo, że ktoś go nie ma, a mieć by chciał jest stosunkowo niewielkie. Z drugiej strony kreatywny fan Lego bez trudu znajdzie zastosowanie dla dużej części elementów klockowego bonusa, a zawartość numeru jest przy tym całkiem solidna (choć ilość dodatków nie rozpieszcza). Czy jest to warte wysupłania 12,99 zł z portfela? Na to każdy z Was musi sobie odpowiedzieć już sam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz