niedziela, 27 stycznia 2019

Recenzja magazynu Lego Ninjago 1/2019

Macie przed sobą pierwszą na tym blogu, pilotażową recenzję magazynu Lego. Według mojego założenia w tego typu artykułach znajdziecie przede wszystkim pogłębioną ocenę klockowych dodatków (z wyszczególnieniem ilości elementów i ciekawszych klocków), w mniejszym stopniu także ocenę samego czasopisma (z uwagi na fakt, że zawartość jest zawsze bardzo zbliżona), a także rzeczywiste zdjęcia. Bedę starał się recenzować przede wszystkim te czasopisma, które zbieram z wysoką regularnością (czyli Ninjago, City i Friends), bo tylko wtedy mam dostatecznie dobry materiał porównawczy. Czy ten rodzaj blogowej aktywności się przyjmie? Zobaczymy. Będę wdzięczny za wszelkie komentarze. A zatem zaczynamy...

Oto przed nami pierwszy tegoroczny numer Ninjago, opatrzony numerem 1/2019. Wydawanie tego tytułu przejęło Blue Ocean Polska, wykorzystując to jako okazję do podwyższenia ceny, która teraz wynosi już 12,99 zł. Nie jest to kwota powalająca, ale też i nie wydaje się tak drobna jak 9,99 zł sprzed kilku lat. Wprawdzie magazyn minimalnie zwiększył swoje wymiary (ale nie objętość!), ma też teraz nieco sztywniejszą okładkę i jest zapakowany w twardszą, zadrukowaną folie, ale i tak nie dostrzeżemy tu żadnego powodu do podwyższenie ceny innego niż brutalne prawa rynku. Tak czy inaczej liczę przede wszystkim na wysoki profesjonalizm nowego wydawcy, w szczególności w zakresie procedur reklamacyjnych (w tym zakresie postawa poprzedniego wydawcy była dla mnie bardzo rozczarowująca). Pożyjemy, zobaczymy...

O wartości magazynu Lego w moim przekonaniu przesądza klockowy dodatek i myślę, że nie jestem w tej ocenie odosobniony. Tym razem nie mamy powodów do narzekań, bo rola bonusu przypadła minifigurce Mistrza Wu. Tak, Mistrz Wu jako dodatek do czasopisma! Jeszcze rok temu trudno byłoby w to uwierzyć. Trzeba jednak od razu zaznaczyć - tym razem nie jest to ten nobliwy, brodaty staruszek w słomkowym kapeluszu, ale jego odmłodzona po perypetiach związanych z Wirem Czasu wersja.


Figurka ma dwustronnie nadrukowane główkę i tors oraz jednolicie czarne nóżki. Alternatywne buźki są zauważalnie zróżnicowane (mina dobrotliwa i zawzięta) i wizualnie dość ciekawe. Nadruk kiełkującego zarostu na pewno uczyni ją użyteczną w budowie własnych postaci. Znacznie bardziej atrakcyjna jest nakładana na główkę czupryna - śnieżnobiałe włosy i kok spięte złotymi przepaskami na pewno uruchomia w Waszej wyobraźni także inne zastosowania (widziałem już użycie tej fryzury w czyjejś autorskiej kreacji wiedźmina Geralta). Nadruk na torsie też jest niczego sobie i dobrze wpisuje się w estetykę łowców Smoków - nieco przybrudzony i poszarpany kubrak wzmacniany ukośnym pasem i łańcuchami oraz przepasany pomarańczową szarfą, do tego odsłonięte ramiona i czarne rękawiczki. Wyposażenie jest skromne, ale efektowne - Smoczy Kij ma sensowne proporcje o i wygląda na zdobny, ale skuteczny oręż. Szkoda tylko, że składa się z elementów dość pospolitych: brązowe stylisko, dwa złote uchwyty i dwa białe kły. Ogólnie klockowy dodatek nie oferuje nam wielu elementów (bo tylko 9), ale składają się one na unikalna i przemyślaną minifigurkę, która będzie cennym nabytkiem dla każdego ich kolekcjonera albo po prostu miłośnika Ninjago. Jak dla mnie - rewelacja!


Szczególnie uroczo figurka prezentuje się w otoczeniu pozostałych inkarnacji Mistrza (na zdjęciu według wieku biologicznego, a nie chronologii).


Kolejnym dodatkiem są kolekcjonerskie karty Ninjago. Dostajemy jedną limitowaną kartę przedstawiającą Mega Power Cole'a (która jest identyczna dla wszystkich pakietów) oraz zafoliowany promocyjny booster-pack z czwartej serii zatytułowanej "Łowcy Smoków" zawierający instrukcję z zasadami gry i pięć losowych kart. Nie jestem ich kolekcjonerem, więc nie potrafię też ocenić ich użyteczności, ale zawsze to miły dodatek. Na szczęście wszystkie karty okazały się być przygotowane w języku polskim, co wbrew pozorom nie musi być żelazną reguła (trafiły mi się już hiszpańskojęzyczne kart Lego Star Wars jako dodatek do polskiego magazynu).


Bardzo pomysłowym rozwiązaniem jest też pudełko na karty z dodatku, które możemy wyciąć i skleić z tylnej części okładki czasopisma. Nadruk jest dwustronny, więc w zależności od gustu i potrzeb możemy uzyskać w ten sposób uzyskać pudełko z wizerunkami bohaterów lub łotrów. Niegłupi to pomysł, niejeden gracz skusi się na dwa numery magazynu, żeby mieć pudełka w obu wersjach.



Odnośnie zawartości czasopisma trudno oczekiwać niespodzianek - od zarania podobne magazyny tworzone były według określonego szablonu, więc i strony recenzowanego pisma wypełnione są przede wszystkim przeróżnymi łamigłówkami i ciekawostkami związanymi tematycznie z dołączoną figurką i motywem przewodnim bieżącego numeru, którym są "Kłopoty z Łowcami Smoków".

Dwie rzeczy zasługują na odrębne omówienie. Pierwsza to komiks, bo ten zawsze stanowi pewną wartość samą w sobie. Tym razem na 12 stronach obrazkowej opowieści towarzyszymy Lloydowi i Mistrzowi Wu (w najlepiej nam znanej wersji mocno zaawansowanej wiekowo), którzy dzięki mocy Herbaty Podróżnika przenoszą się do Krainy Oni. Tam mają okazję zobaczyć co zmieniło się po pokonaniu przez nich Iron Barona. Pod przywództwem Faith i przy wydatnej pomocy oswojonych smoków trwa odbudowa osady Martwy Punkt. Nie wszystkim jest jednak w smak takie pojednanie. Grupa zbuntowanych Łowców Smoków planuje atak na Martwy Punkt celem uwolnienia Iron Barona i porwania jednego ze smoków. Oczywiście nasi bohaterowie zrobią wszystko by pokrzyżować plany pustynnych rzezimieszków. Jak łatwo się domyślić, ten odcinek obfituje w liczne sceny akcji i ciekawe ujęcia smoków - jeśli jesteście fanami tych mitycznych gadów, to zyskacie ciekawy materiał do przerysowywania.


Drugi element magazynu zasługujący na osobne omówienie to plakaty. Wraz z czasopismem tradycyjnie otrzymujemy jeden dwustronny plakat - z jednej strony przedstawia młodzieńczą wersję Mistrza Wu, z drugiej atakuje nas cała drużyna Ninja. Były już w historii pisma znacznie bardziej udane plakaty (jak choćby znakomity plakat z Iron Baronem z numeru 12/2018), ale zbiorowe ujęcie bohaterów zapewne udekoruje ścianę niejednego młodego fana Ninjago.


Poza tym mamy jeden jedyny konkurs plastyczny połączony z ankietą, niestety nagrody są dość marne, bo tylko 8 sztuk różnego rodzaju Spinjitzu. Jednak pytania ankiety mogą udzielić nam cennej wskazówki na temat tego, jakich magazynów Lego możemy się spodziewać w przyszłości - wymienione są tam City, Friends, Batman, Lego Movie 2, Ninjago i... Jurassic World, który wedle sieciowych informacji nie miał zamknąć się po dwóch wydanych już numerach. Faktycznie, Blue Ocean Polska potwierdziło mi, że mają z tym magazynem związane pewne plany, co dla fanów dinozaurów stanowi bardzo dobrą informację. Na liście nie ma magazynu Lego Star Wars, bo ten jako jedyny pozostał w portfolio innego wydawnictwa, czyli Egmontu.

Na koniec wypada przywołać zapowiedź kolejnego numeru - ten ukaże się 19 lutego i zawierać będzie minifigurkę Jay'a z kolczastym nunczako. Ale to już temat na osobną notkę.


Tytułem podsumowania: opisywany numer okazał się, zgodnie z moimi przewidywaniami, nad wyraz udany - trafia do nas kapitalna figurka, dodatkowo karty i pudełko, dobry komiks i co najmniej jeden fajny plakat. Fani Ninjago zapewne mają go już od dnia premiery, pozostałym miłośnikom Lego też go gorąco polecam.

4 komentarze:

  1. Tez bardzo polecam ten magazyn, nawet ja (nie jestem fanem Ninjago) kupilem ten numer ze wzgledu na swietna minifigurke. A twoje recenzje sa przyjemne w czytaniu i pozyteczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa, dają mi dodatkową motywację do prowadzenia bloga. :)

      Usuń
  2. Czy można jeszcze kupić 1 część?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widywałem go niedawno leżącego koło numeru drugiego, więc jest spora szansa, że w wielu kioskach nie poszedł do zwrotu. Życzę udanego polowania.

      Usuń