Ależ mnie paliła niecierpliwość! Ileż to ja razy oglądałem stronę z zapowiedzią tej minifigurki! Co więcej, kiedy już dostałem w swoje ręce Płomienną Żmiję mój entuzjazm wcale nie opadł. A zatem wbrew konwencji już na wstępie tej recenzji pozwolę sobie odkryć wszystkie karty - to jeden z tych numerów czasopisma, który po prostu trzeba mieć i to najlepiej w kilku egzemplarzach.
Ale teraz już do rzeczy i na spokojnie... Klockowym dodatkiem jest jedyna w swoim rodzaju minifigurka Płomiennej Żmii dzierżącej potężny płomienisty morgenstern. Tors (dwustronnie) i nogi (jednostronnie) postaci pokrywa spójny i staranny nadruk poszarpanych, nadgniłych i zajętych ogniem bandaży mumii. Wygląda to rewelacyjnie i sprawdzi się doskonale także w tworzeniu bardziej ludzkich zastępów ożywionych zabalsamowanych zwłok. Za to główka Żmii to już mistrzostwo świata - ten kształt, ten poziom detali, ten mix elementów brązowych i bursztynowych. Jak dla mnie po prostu majstersztyk, a już szczególnie ładnie figurka prezentuje się przy dobrym świetle, kiedy promienie uwidaczniają pomarańczowe transparentne fragmenty. Rolę oręża sumiennie spełnia morgenstern (tak po prawdzie to bardziej korbacz) o prostej budowie, ale bardzo ciekawych elementach składowych - złoty łańcuch i pomarańczowe "piramidki" na pewno nadadzą się jednego z Waszych przyszłych autorskich projektów Lego. Podsumowując: jest świetnie i chcemy więcej!. Miejmy nadzieje, że do jednego z przyszłych numerów pisma trafi także jakiś pobratymiec Płomiennej Żmii, bo wszystkie tegoroczne modele ognistych węży prezentują się wyśmienicie.
Tradycyjnie już komiks umiarkowanie trafił w moje gusta. Musze przyznać, że wizualnie robi dobre wrażenie - jest barwny, naszpikowany akcją i efektownymi ilustracjami pojazdów ninja z najnowszej serii. Stanowi też niezłe fabularne wprowadzenie motywu Płomiennych Żmij, których historię bohaterowie poznają zagnani przez burze piaskową do jaskini. Sporo jednak widać tu niewykorzystanego potencjału i niefortunnych rozwiązań. Czemu największym zagrożeniem u wrót opuszczonego wężowego miasta stanowi akurat przerośnięty gacek do spółki z monstrualnym żukiem? Wreszcie, dlaczego pradawne miasto istot tak do ludzi niepodobnych wygląda tak... zwyczajnie? Niedorzeczny manewr ze sztucznie wywołanym mirażem też nie poprawi mojej oceny tej opowieści.
Plakaty są poprawne, choć do ideału trochę im brakuje. Na pierwszym widzimy Płomienną Żmiję w sporym zbliżeniu, jednak z racji wszechobecnych płomyków, iskier i ognistych poświat obraz traci wiele na czytelności. Drugi wypada lepiej - to Katana 4x4 w pełnym biegu, ścigająca grupkę wężowych łotrów. Bardzo dynamiczna ilustracja, ale odnoszę wrażenie, że sam pojazd, pozbawiony oponentów, prezentowałby się lepiej.
Na duży plus zaliczam dużą liczbę kreatywnych zadań. Pierwszym jest Piramida Pułapek, w której dla osiągnięcia sukcesu musimy użyć... klocków z dołączonego do czasopisma zestawu. Świetny pomysł!
Drugim jest klasyczna planszówka (oparta na nieśmiertelnej mechanice "grzybobrania"). Wygląda dość surowo i nie znajdziemy tu za wiele inwencji twórców, ale zawsze taką "rubrykę wielokrotnego użytku" zaliczam na plus.
Ostatnią niespodzianką jest prosta karciana gra towarzyska (do samodzielnego wycięcia) zlokalizowana na ostatniej kartce (okładce), a polegająca na szybkim wyszukiwaniu skojarzeń przy jednoczesnym powstrzymywaniu się od używania "zakazanych" słów. To kolejny bardzo fajny element.
Zapowiedź kolejnego numeru nie przyspieszyła mi tętna krwi. 28 października zawita do nas bowiem numer z dołączoną minifigurką Kaia wyposażonego w olbrzymią katanę. I tutaj mamy istny festiwal powtórek, bowiem ognisty ninja wygląda identycznie jak ten dołączony do nowego numeru magazynu Lego Ninjago XXL (a wcześniej magazynu Cartoon Network Wydanie Specjalne 2/2019), ponadto jeśli posiadamy kostium Kaia z numeru magazynu Lego Ninjago 10/2018 i jego maskę z numeru 3/2019 magazynu Lego Ninjago Legacy, to też możemy sobie taką figurkę skompilować. Od tej ilości Kai'ów może się zakręcić w głowie. Na szczęście w grudniowym numerze jak na zimę przystało wrócimy w rewiry Śnieżnych Samurajów, ale póki co o tym cicho-sza... Wszystko w swoim czasie.
Podsumowanie sprowadzę do jednego zasadniczego elementu - ten numer można, a nawet trzeba kupić, choćby dla samej figurki. W tej sytuacji reszta elementów magazynu ma już drugorzędne znaczenie. Zdobyć trzeba i żadne usprawiedliwienie po prostu nie przejdzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz