Już na wstępie wytłumaczę, że to nie efekt zagięcia czasoprzestrzeni i faktycznie postanowiłem zrecenzować numer 2/2020 magazynu Lego Star Wars, mimo, że numer kolejny możecie znaleźć już w kioskach. Założenia ogólne moich recenzji były jednak takie, żeby oceniać wszystkie numery, dzięki czemu będę w stanie wyrobić sobie zdrową skalę porównawczą, a z uwagi na natężenie moich pozablogowych obowiązków i wzrost liczby wydawanych tytułów trudniej mi robić to na bieżąco. Na moje usprawiedliwienie przemawia też fakt, że opisywany tu numer powinniście bez problemu znaleźć jeszcze na stanowiskach z prasą. A zatem do dzieła...
W pierwszym tegorocznym numerze magazynu Lego Star Wars (mimo nadania mu mylącego numeru 2/2020) znajdziemy kilka niespodzianek - pierwszą jest zmiana wydawcy (teraz magazyn będzie wydawać Blue Ocean Polska), co na szczęście nie przełożyło się na wzrost ceny, która nadal wynosi 12,99 zł. Zmiana ta zeszła się w czasie z intensywną akcją promocyjna nowej serii kolekcjonerskich kart Lego Star Wars, dzięki czemu w tym numerze znajdziemy limitowaną kartę Droidów oraz saszetkę z dodatkowymi kartami. Zasadniczym dodatkiem jednak pozostaje klockowy minimodel, którym tym razem jest Snowspeeder.
I tu pojawia się pierwszy zgrzyt, bowiem model prezentuje się ubogo nawet jak na niewysokie standardy magazynu Star Wars. Wygląda dość topornie, nie znajdziemy tu jakichś interesujących rozwiązań czy technik składania, a elementy składowe są w bardzo typowe. Jako okoliczność łagodzącą rejestruję sporą liczbę białych kloców - te cenię sobie szczególnie, bo przydają się do budowania zimowych dioram. Wygodnym rozwiązaniem jest też zamieszczenie instrukcji budowy na jednej dwustronnie zadrukowanej kartce, dzięki czemu można ją wyciąć bez utraty jakichkolwiek treści samego czasopisma.
Komiksy są dwa i oba przyciągają wzrok dużą starannością, szczegółowością i estetyką. W pierwszym, dość obszernym, śledzimy perypetie Poe Damerona i BB8 w gościnie u Maz na Takodanie. Opowieść to w zasadzie jedna rozbudowana gonitwa i bijatyka okraszona dość suchymi żartami. Znajdziemy tu jednak sporo bardzo zróżnicowanych postaci, które narysowane są po prostu świetnie, a statki kosmiczne pod względem graficznym nie tylko im nie ustępują, ale wręcz zostawiają w tyle. Druga opowieść to krótka relacja z wyścigu Hana Solo i Chewbacci na śniżznej planecie Hoth. Tu także humor lekko zgrzyta, fabuła nieco kuleje, ale za to obrazki są wyborne.
Z plakatów jeden zasługuje na szczególną uwagę - zbiorowy portret najważniejszych członków Ruchu Oporu to poważny kandydat do ozdobienia niejednej ściany. Drugi plakat nie robi już takiego wrażenia - grafika przedstawiająca Snowspeedery w akcji stwarza wrażenie żywcem skopiowanej z pudełka jakiegoś zestawu.
Zapowiedź kolejnego numeru (w kioskach od 18 lutego) nie przyspieszyła mi pulsu ani o jedno uderzenie serca - minimodel Tie Strikera wygląda równie surowo i ubogo jak opisywany powyżej Snowspeeder. Jedynie kopułki przywitam z radością, bo niosą ze sobą wiele możliwych zastosowań.
Podsumowanie opisywanego numeru niestety nie będzie laurką - klockowy dodatek jest po prostu słaby, a dodatkowe karty, ładne komiksy i jeden udany plakat mogą okazać się niewystarczającą zachętą do zakupu. Jeśli jakiś numer magazynu Lego Star Wars ma mnie przekonać o walorach tej serii wydawniczej, to na pewno nie będzie to ten właśnie numer.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz