Zgodnie za zapowiedziami magazyn Lego City stał się miesięcznikiem, a zatem kolejny numer już 26 lutego dostaniecie w swoje ręce w standardowej cenie 12,99zł..
Od razu na wstępie przejdźmy do bonusów, bo jest ich sporo. Poza tradycyjną minifigurką (o której za chwilę) dostajemy bowiem limitowaną kartę Ninjago - Mega Power Zane i saszetkę z pięcioma kartami. Trudno nie zauważyć, że wydawca od początku roku mocno promuje orientalną karciankę, więc jeśli rozważaliście jej kolekcjonowanie, to jest ku temu dobry czas - do magazynów Lego od początku roku dodano już w sumie 18 kart (z czego 3 limitowane), a kolejnych możemy spodziewać się wkrótce (w serii Ninjago i kwietniowym numerze City).
Od razu na wstępie przejdźmy do bonusów, bo jest ich sporo. Poza tradycyjną minifigurką (o której za chwilę) dostajemy bowiem limitowaną kartę Ninjago - Mega Power Zane i saszetkę z pięcioma kartami. Trudno nie zauważyć, że wydawca od początku roku mocno promuje orientalną karciankę, więc jeśli rozważaliście jej kolekcjonowanie, to jest ku temu dobry czas - do magazynów Lego od początku roku dodano już w sumie 18 kart (z czego 3 limitowane), a kolejnych możemy spodziewać się wkrótce (w serii Ninjago i kwietniowym numerze City).
Główne danie, czyli minifigurka strażaka Stefka budzi we mnie sprzeczne emocje. Z jednej strony wykonana jest porządnie i spójnie - dwustronnie zadrukowany tors i nogi dość wiernie oddają "roboczy" uniform strażaka (pasy, kieszenie i kieszonki, karabinek, czujnik temperatury, odblaski i logo
na plecach), a buźka - choć jednostronna - dobrze obrazuje zadziornego,
niedogolonego i lekko poobijanego śmiałka. Do tego czerwony hełm z przesłoną, aparatura tlenowa z butlą (szkoda, że niebieską, a nie czerwoną) i biała gaśnica (właśnie, dlaczego biała?). Z drugiej strony strażaków każdy fan Lego zapewne ma na pęczki i trudno w tym temacie zaproponować coś odkrywczego.
Dodatkowy element wyposażenia czyli płonąca beczka dodaje element "bawialny", ale zdradza pewną niekonsekwencję w budowaniu tego minizestawu. Otóż płomienie ognia nie są połączone z samą beczką, ale osadzone są na odwróconej "kopułce" chybotliwie spoczywającej na tejże beczce. Skąd takie rozwiązanie? Podejrzewam pierwotny zamysł podobny do strażaka z numeru 4/2017, który wyposażony był w sikawkę naprawdę strzelającą "wodą" (przezroczystymi błękitnymi groszkami). Wtedy ma to sens - celujemy sikawką i "wodą" gasimy ogień (strącamy go z beczki). Podobną zabawę wydawca sam proponuje na przedostatniej stronie, choć oczekuje od czytelnika, że będzie rzucał do kartonowego domku przez okna błękitnymi pastylkami żeby trafić w płomienie. Zawsze uważałem, że przemyślany minizestaw powinien umożliwiać prostą zabawę bez konieczności sięgania po klocki z własnej kolekcji - w tym wypadku dokonując niewielkiej zmiany elementów, wydawca mógł stworzyć naprawdę przekonujący komplecik. Wielka szkoda, że tak się nie stało. Szkoda też, że w torebce znajdziemy tylko dwa płomyki, skoro na podstawce mamy miejsce na cztery (tak jak jest to przeznaczone na zawartych w środku prezentacjach zestawów). Za porządny strażacki topór też bym się nie obraził, ale w końcu to nie koncert życzeń.
Komiks przedstawia egzamin wstępny wspomnianego strażaka Stefka i jego pierwszą prawdziwą akcję w warunkach popularnego ostatnio w służbach mundurowych masowego L4 (jeśli chodzi o ścisłość, to Stefek na służbie zostaje całkiem sam). Estetycznie i treściowo wykonany jest bez zarzutu - barwy, perspektywa, kadry i kompozycja składają się na zrozumiałą, zabawną i atrakcyjną historię. Znajdziemy w nim sporo smaczków - policjanta w jecie (bonus z poprzedniego numeru) i ogrodnika z kosiarką (którego znajdziemy w przyszłym numerze) czy np. gapia robiącego sobie selfie na tle pożaru. Na plus wypada też ocenić fakt, że zawarte w magazynie zadania ściśle wiążą się z przedstawioną fabułą.
Dwustronny prezentuje się bardzo fajnie - na jednej stronie widzimy Stefka w ferworze walki z pożarem, a na drugiej już po wykonanej pracy.
Tylna część okładki to tradycyjnie robótka ręczna - domek ze strażackiego poligonu do samodzielnego wycięcia , złożenia i sklejenia. Służyć ma do wspomnianego wyżej "strącania" płomieni w środku, ale z uwagi na nieprzemyślaną kompozycję zestawu (brak "strzelającej" sikawki) dla wielu czytelników wykonanie go będzie mijało się z celem.
Na koniec zostaje nam zapowiedź kolejnego numeru, którego należy spodziewać się 26 marca. Będzie nim ogrodnik dumnie dosiadający efektownej samojezdnej kosiarki do trawy. Zestaw prezentuje się bardzo fajnie, spodziewam się, że większość fanów marki Lego City skusi się na jego zakup. I nie dajcie się zwieść reklamom równoległych serii magazynów Lego - numer Ninjago z Heavy Metalem nie jest jeszcze w sprzedaży, to pomyłka w druku.
Ogółem numer jest spójny i dość atrakcyjny, jeśli potrzebujecie dodatkowej pary rąk do gaszenia pożaru – będzie jak znalazł.
Fajna recenzja :) I muszę przyznać, że w magazynach City zawsze mi się podoba właśnie to nawiązanie łamigłówek do komiksu, ta gazetka jest przez to taka spójna.
OdpowiedzUsuńA Stefek (dlaczego nie "Sam", w końcu zostaje SAM na służbie!) ma na wyposażeniu nie gaśnicę, tylko pojemnik z bitą śmietaną. Po prostu ;)
Karolina
O ja nie mogę! Nigdy bym nie pomyślał o takiej interpretacji!
UsuńI jak zawsze nie brakuje poprzedniego i następnego dodatku w komiksie.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie zostało to napisane.
OdpowiedzUsuń