
Kociak jest typowy dla serii Friends, jeśli jeszcze go nie macie to będzie miłym nabytkiem, w przeciwnym wypadku... są tacy, którzy twierdzą, że poziom szczęścia mierzy się liczbą kotów, możecie więc sprawdzić tę teorię w praktyce. Trzeba jednak pamiętać, że proporcjami futrzak pasować będzie do serii Friends i Elves, dla standardowego City jest za duży. Pozostałe elementy zestawu są skromne, choć pomysłowe. Brązowy "krzaczek" w charakterze trójnogu podtrzymującego sztalugę to rozwiązanie tyleż pomysłowe, co mało praktyczne, bo taka konstrukcja okazuje się być wywrotna. Paleta malarska zbudowana jest w możliwie najbardziej minimalistyczny, ale intuicyjny sposób. Słoiczki z farbami i stojak na nie to również bardzo prosta instalacja. Najfajniejszy w tym wszystkim wydaje mi się pędzel, bo go jeszcze nie miałem w kolekcji. Generalnie zestaw jest przyzwoity, ale nie ma tu niczego, co z automatu budziłoby niepohamowaną żądzę zakupu, ale jest trochę uniwersalnej drobnicy.
Komiks jest barwny i sensownie zredagowany, nie ma problemu ze zrozumieniem fabuły czy motywacji bohaterów, a dialogi są spójne, logiczne i wiarygodne. W całości skupia się na poszukiwaniach "Serca Morza", mitycznego wraku statku założycielek miasta Heartlake. Kluczem do poszukiwań może okazać się zabytkowy gobelin będacy eksponatem w lokalnym muzeum. Na płaszczyźnie technicznej niefortunne wydaje mi się uproszczone przedstawienie dłoni bohaterów jako "klockowych", podczas gdy reszta postaci rysowana jest w sposób bardziej naturalny. Szczególnie raziło mnie to przy męskich bohaterach. Może też drażnić specyficzne, krzywdzące przypisanie ról do płci i wieku - pozytywne bohaterki to młode dziewczyny, a nikczemnicy to dojrzali panowie. Mam nadzieję, że to tylko zbieg okoliczności i tego typu prawidłowości w innych komiksowych epizodach nie występują.
Plakat jest tradycyjnie dwustrony. Oba warianty przedstawiają zbiorowy portret bohaterek, w pierwszym przypadku stylizowany jest na grafitti, a w drugim na malowidło. W tym względzie jest poprawnie, choć żadna z grafik nie wybija się oryginalnością.
Treściowo magazyn Lego Friends zauważalnie odbiega od swoich siostrzanych tytułów - znacznie mniej tu typowych łamigłówek, a więcej praktycznych informacji. Tym razem młodzi czytelnicy mogą dowiedzieć się co nieco o zachowaniach kotów, wypróbować przepis na efektowne ciasteczka w kształcie malarskiej palety czy też sprawdzić swoją znajomość terminologii związanej ze sztuką.
Tradycyjnie dla tegorocznych wydań magazynów Lego na ostatniej karcie okładki znajdziemy pole do manualnego wykazania się - można tu wyciąć wzory, które po sklejeniu utworzą dwa koszyki. Wprawdzie pracy z nożyczkami jest przy tym dużo, a efekt okazuje się mało spektakularny, ale to i tak miła odskocznia od lektury.
Zdążyłem już napomknąć o zapowiedzi kolejnego numeru, który zapowiada się po prostu kapitalnie. Dodatkiem będzie sklepik z kostiumami Andrei. Już sama konstrukcja straganu zwiastuje napływ użytecznych klocków, a oprócz tego dostajemy także masę ciekawych akcesoriów. Szykuje się obowiązkowa pozycja na liście zakupów, może nawet w kilku egzemplarzach.
Podsumowując, numer jest dość przeciętny - klockowy zestaw zawiera co prawda zawiera zwierzaka i akcesoria zdatne do ciekawej zabawy, ale mało tu oryginalności i naprawdę wartościowych elementów. Wydanych na niego pieniądzych nie uznacie za zmarnowane, ale i nie będzie to najbardziej opłacalny zakup w ramach tej serii wydawniczej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz